Dariusz Kulas
Kilka uwag o antropologii filozoficznej
To,
co wyznacza horyzont ludzkiego rozmyślania nad światem -
niezależnie z jakiej perspektywy oglądanym - zawsze jest pośrednią
lub bezpośrednią refleksją nad samym człowiekiem. Samo
zagadnienie "Człowiek" jest soczewką skupiającą
pragnienia odgadywania, odkrycia czy kreacji człowieka. Pojęcie
to występuje w każdej dziedzinie jego aktywności, np.:
przyrodzie, sztuce, religii, nauce, obyczajowości itp.. Gdy
pytamy o "człowieka" często domagamy się całościowej
jednoznacznej odpowiedzi, ale czy ta odpowiedź nie jest tylko całością
w obrębie danej lub wybranej perspektywy wiedzy, jak chociażby
antropologii kulturowej, medycyny, socjologii, techniki?[1]
O tej pokusie wiedzy trafnie pisze Józef Maria Bocheński:
Rzecz w tym, że każdy z nas jest skłonny do pochopnego uznawania za prawdziwe tego, co mu miłe.[2]
W
rozlicznych ujęciach bez trudu można znaleźć ślady
systemowego pojmowania człowieka. Do tego celu zaprzęga się
siatkę pojęciową zakorzenioną w tradycji naukowej. Powoduje
to określone problemy. Na ile da się zastosować kartezjański
dualizm do człowieka, czy możliwe jest wyodrębnienie duchowości,
cielesności człowieka bez uproszczenia problemu? Pytać o człowieka
to określać go, sięgać do jego człowieczeństwa, ale to również
pytanie o jego funkcje społeczne i doraźne cele praktyczne.
Powstaje pewna wielość:
[...] że mamy do czynienia z pomieszaniem aż trzech różnych pojęć, a mianowicie pojęcia człowieka (przez małe "c") to jest pojedynczego, jednostkowego człowieka; pojęcia człowieczeństwa - a więc jakiegoś zbioru cech każdemu człowiekowi właściwych; i wreszcie pojęcia gatunku ludzkiego pojętego jako zbiorowisko, stado czy nawet rodzaj organizmu. [3]
Bocheńskiemu
chodzi o to, by to pomieszanie przezwyciężyć na rzecz
klarownej analizy logicznej. Ale czy da się ten mętny dyskurs
unieważnić. Być może to pomieszanie, nielogiczność właśnie
zaświadcza o "nielogicznej" naturze samego przedmiotu
rozważań. Niejednorodny sposób myślenia jest tylko wypadkową
wieloaspektowego, wielokontekstowego człowieka. Rozmyślanie nad
człowiekiem nie jest dyskursem w kategoriach binarnej opozycji.
Jest to namysł niespokojnego ruchu myśli[4], ciągłego
oddalania się od celu, fascynującej refleksji, której
podmiotem jest każdy z nas. Dylematem pytania o człowieka jest
to, że każdorazowa odpowiedź jest niemocą uprawomocniającego
się wyboru. Wybór ten może mieć wielorakie podstawy życiowej
aktywności człowieka - nauka, sztuka, etyka czy religia. Żaden
z intelektualnych wyborów nie daje pewności, że to właśnie
ten kontekst, ten system rozstrzyga trafnie to, czym jest człowiek.
Pojawiają
się złożone problemy. Czy człowiek jest tym samym niezmiennym
bytem od początku, czy jest istotą zmieniającą się? Czy możemy
postawić znak równości między człowiekiem dzisiaj a człowiekiem
wczoraj? Czy człowiek w samoocenie jest zdolny do własnej
krytyki? Czy człowiek sam może uprawomocnić samego siebie, czy
wystarczające jest uprawomocnienie przez religię, naukę, wiedzę
itp.?
W
wyniku pomieszania epistemologicznego rodzą się propozycje
przeniesienia analizy człowieka na grunt etyki. Myślenie
Martina Bubera czy Emmanuela Levinasa to właśnie w spotkaniu każą
upatrywać wspólnotowego doświadczenia człowieka. Jak pisze Józef
Tischner:
Nie ma Ja bez Ty i Ty bez Ja. Znaczy to nie tylko, iż ja i ty odbijamy się wzajemnie, jak lustra, stojąc na przeciwległych brzegach rzeki, ale i to, że Ty jesteś we mnie, a Ja w tobie, iż niesiemy siebie jako swe ciężary.[5]
Czy
jednak jest to na pewno już rozwiązanie problemu? Wydaje się,
że nie, gdyż od epistemologii nie można uciec. Czego można się
spodziewać po odpowiedzi na pytanie o człowieka, tym bardziej,
że odpowiadającym jest sam człowiek? A może odpowiedź już
padła we wcześniejszej refleksji filozoficznej, a ponawianie
pytania jest tylko zagubieniem znanej odpowiedzi? Może to
Sokrates, może to Immanuel Kant, a może to Friedrich Nietzsche
byli prekursorami? Niewątpliwie to Nietzsche zaakcentował
fascynację w ujmowaniu człowieka:
"O, bracie moi, kochać mogę w człowieku to, iż jest on przejściem i zanikiem. I w was jest wiele takiego, co mnie do umiłowania i nadziei zmusza."[6]
Wszystkie
wątpliwości, które powstają przy pytaniu o człowieka wyrażają
się w mnogości koncepcji człowieka. Sofiści, nowożytność,
Kant, animal symbolicum, itp. - to tylko nieliczne przykłady tej
wielości koncepcji, formacji, autorów. Jednak wspólnym
mianownikiem owych koncepcji jest trud podjęcia refleksji nad
zagadnieniem człowieka. Jeśli sofiści pierwsi postawili ten
problem pytając o człowieka to pomimo upływu czasu, pytanie to
było ponawiane, a myśl sofistów nadal jest obecna w dyskursie
nad człowiekiem. Jeśli przywołamy tezę Protagorasa, że człowiek
jest miarą wszystkich rzeczy, to oznacza to tyle tylko, że
pytając o człowieka odpowiedzi należy szukać w samym człowieku.
Takie jednoznaczne stanowisko wyklucza jednak z dyskursu nad człowiekiem
np. refleksję teologiczną, gdyż unieważnia absolutny,
transcendentny ogląd świata. Unieważnia też tym samym
upragnioną wielość. Należy bowiem zapewnić taką płaszczyznę
dyskursu, aby i kwestie teologiczne, i filozoficzne razem mogły
współistnieć.
Pytać
o człowieka - i to stanowisko wydaje się być najbardziej
optymalne w naszych czasach - to również uznawać wielość
odpowiedzi w ramach dyskursu, chęć odejścia od roszczeń względem
jednej nieomylnej odpowiedzi, tym bardziej, że pytanie jest
niesprowadzalne do racjonalnego rozumu oświeceniowego. Pytając
o człowieka, patrzymy na niego z jakiejś perspektywy, ale ile
jest tych perspektyw? Co może nam uprawomocnić dany obraz człowieka:
Bóg, Rozum, Etyka, Pragmatyka, Nauka itp.? Charakterystyka człowieka
zawsze prowadzona jest z pewnej nieadekwatności, to znaczy z
uwikłań człowieka w kontekst kulturowy (np. pytanie o człowieka
jednostkowego, uniwersalnego jest kontekstem kulturowym dla namysłu
europejskiego). Czy wyjście poza tradycję europejską podobnie
stawia problem człowieka w centrum namysłu? Czy tam konkret nie
zwycięża nad universum i abstrakcją?
Należy
więc zapytać o to, czy istnieje jakaś uniwersalna dla
wszystkich ludzi refleksja filozoficzna, która dawałaby jedno
ujęcie człowieka, akceptowane przez wszystkich. Łączyłoby się
to z przyjęciem jednej metodologii, określonych narzędzi namysłu.
Taka roszczeniowa antropologia filozoficzna nie jest możliwa. Co
najwyżej można przyjąć, że refleksja jest tylko kulturowo
adekwatna. Każda kultura promuje inne ujęcie człowieka.
Aby
uchwycić myślenie o człowieku i jego uwikłanie w kulturę,
należy spojrzeć na teksty antropologii filozoficznej jako
konsekwencję kultury, w której powstają. Pytać o człowieka
to Uczestniczyć w danej kulturze. Chcę wskazać na obszar
kultury jako pokłady poszukiwań odpowiedzi na pytanie o człowieka.
Zamierzam pokazać uwikłania kulturowe określonych tekstów
antropologicznych. Dyskurs tych uwikłań, konsekwencji
kulturowych chcę przenieść na przykład współczesności
czyli, proponuje skonfrontować człowieka Levinasa i propozycję
postmodernistyczną. Chodzi mi o to, by pokazać, że różne
teksty są tak samo matrycowane sytuacją komunikacyjną.
Pytanie
o człowieka - jak i o jego relacje do przyrody, świata innych
ludzi -jest stawiane zawsze, niezależnie czy uobecnia się bezpośrednio,
czy zakotwiczone jest w pośredniości. Tłem tego pytania jest
mit, sztuka, religia, nauka oraz związany z nimi kult i obyczaj.
Można by zaproponować tezę, że każda antropologia jest na
miarę kultury, w której powstaje. Jest to tylko ponowienie, a
raczej przywołanie sofistycznego punktu wyjścia w antropologii:
Antropologia sofistyczna przyjmuje za punkt wyjścia tezę, że przejawiające się w obyczajowości różne wzory kultury istnieją równoprawnie obok siebie. Ponieważ obyczaje i nawyki nie biorą się z natury, ale są dziełem ludzi, przeto nie można wyróżniać żadnej z istniejących kultur[7].
Przykładem,
który dobrze ilustruje uwikłanie pytania o człowieka w aspekt
kultury, jest fakt, że każda kultura kreuje taki obraz człowieka,
który odpowiada jej potrzebom. Na przykład kultura średniowieczna
bazująca na chrześcijańskim oglądzie postrzegała człowieka
umiejscowionego w hierarchii bytów - to właśnie podkreślali
Tomasz z Akwinu i Augustyn [8]. Innym przykładem
postrzegania człowieka i dopasowania go do danego nurtu jest
racjonalizm. Kartezjański pewny podmiot poznania ufundowany na
rozumie jest tylko odpowiedzią na dominujące trendy kulturowe,
które powołują paradygmat ścisłości, matematyzacji,
analityczności[9]. Również Kant formułując
tezy o wadze "Ja" wznosi dalej gmach racjonalnego
postrzegania człowieka i tym samym wzmacnia już programowane
oblicze racjonalnej kultury europejskiej[10]. To
Kant upatruje w swej antropologii znaczonej pytaniem "Czym
jest człowiek?" fundamentu tworzenia całej filozofii.
Odnosząc
się do współczesności można upatrywać siłę antropologii
filozoficznej w naukach empirycznych, psychologii indywidualnej,
socjologii, naukach kulturoznawczych -na te dyscypliny wskazuje Jürgen
Habermas[11]. Niezwykle ważnym
dla antropologii wątkiem jest przewijający się obraz jego
ciemnej strony egzystencji -tak Friedrich Schelling analizował
wolę, Soren Kierkegaard - bojaźń, Jean-Paul Sartre zaś wolności
i dychotomię "bytu w sobie" i "bytu dla siebie".
Spróbuję
prześledzić antropologię współczesną wykreowaną przez
kulturę, a cytowani i omawiani myśliciele wraz z swoimi poglądami
będą traktowani przeze mnie tylko w kategorii "tekstów"
kultury.
Takim
filozofem, który swą koncepcję człowieka buduje, a raczej wyłania
z tragicznych doświadczeń drugiej wojny światowej jest
Emmanuel Levinas[12]. Okrucieństwo
jakie spotyka człowieka jest zarazem antyhumanizmem, który ma
swoje źródło w doświadczeniu bezradności. Obraz "innego"
w tej propozycji antropologii jest konsekwencją postrzegania
filozofii:
Filozofia zachodnia powstaje wraz z odsłonięciem tego, co inne, w którym to inne traci, manifestując się jako byt, swą odmienność. Filozofia, naznaczona jest od samego dzieciństwa, strachem przed innym, które pozostaje innym, alergią nie do usunięcia.[13]
W
tak konstruowanej filozofii, a co również ma swoje konsekwencje
w określaniu człowieka, ważną rolę odgrywa poznanie. Gdyż
poznanie u Levinasa nie jest niewinne, daje ono władzę nad
rzeczami i osobami. A każdy akt poznawczy ma moc uprzedmiotawiającą,
co w konsekwencji staje się źródłem różnego rodzaju typu
nadużyć i uzurpacji.[14] Tą opiekuńczą myślą,
która jest skierowana na "innego", Levinas podąża
nawet wtedy, gdy poddaje krytyce tezy Heideggerowskiego pytania o
bycie własne, moje. "Dla Martina Heideggera wyjaśnia
Levinas -śmierć jest zawsze moją śmiercią, dla mnie to śmierć
innego"[15]. Dla Levinasa
wykreowaną kategorią "użyteczną" jest "inny"[16]. Według Levinasa:
Inny to ktoś, kto nie jest tożsamy ze mną, ktoś na zewnątrz mnie, transcendentny, kogo objąć i w pełni zrozumieć nie jestem w stanie, lecz właśnie w nim jednostka, stojąc wobec nieskończoności, uwalnia się z pod panowania całości zobiektywizowanej, przestaje być instrumentem historii, odzyskując swą niezależność i poczucie pełnej odpowiedzialności.[17]
Takie
postrzeganie "innego" pozwala na wyprowadzeniu relacji
"ja" -"inny" z wymiaru poznawczego, a
wprowadzenie jej do wymiaru etycznego, będącegp OTWARCIEM NA
"INNEGO"[18]. To zaś, co możemy
nazwać rozumieniem "innego" nie oznacza dla Levinasa
zrozumienia inności, innego, obcego, obcości. Zrozumienie
prowadzi w rezultacie do sprowadzenia innego do siebie samego,
przez co inny pozbawiony jest swojej inności - odmienności w
efekcie czego inne jest inne. Ważne jest u Levinasa samo
umiejscowienie podmiotu jakim jest człowiek. Podmiot jest
prymarny, wywodzi się z pierwszego, niezróżnicowanego,
bezosobowego bycia - jest. Podmiot ten panuje nad jest, panowanie
to wyraża się w relacji przestrzennej podmiotowo-przedmiotowej,
przy czym sam podmiot pozostaje autonomicznym "ja" stojącym
na przeciwko całego bytu. Gdy podmiot wychodzi poza, ku temu co
napotyka w otaczającym świecie, rozpoznaje zawsze samego siebie.
Inność, odmienność, rozmywa się w pojedynczej identyczności
kogoś. Levinas określa to jako "tantologię tożsamości",
która jest w istocie egoizmem, nie zaś spotkaniem z innym. Jest
tak wtedy, kiedy chcemy poznawać, kiedy spotkanie z innym jest
tylko poznaniem.
Dla
Levinasa "inny" znaczy sam z siebie. A spotkanie się z
innym musi wyrażać się w pragnieniu[19]. To
właśnie to pragnienie musi zrodzić porzucenie swojego bycia
dla bycia innego i pozostawiania z innym w relacji etycznej.
Pragnienie to wywodzi się z wolności, która nie ogranicza, nie
rości sobie prawa do zaspokojenia i również nie może się
zrealizować. Na użytek dalszych rozważań przywołuję rozważania
innego w studium "Levinas a problem metafizyki"
Krzysztofa Wieczorka. Wieczorek rozważając istotę innego porównuje
pragnienie z sumieniem, dyskretne, milczące, nie narzucające się,
lecz zawsze obecne. Potrzeba "nie zna żadnego zaspokojenia,
przeciwnie; "karmi się własnym głodem". (...)
dlatego, że kieruje się ku czemuś całkowicie innemu, ku temu
co inne absolutnie"[20].
Jak
podaje Wieczorek za Levinasem to "Inne upragnione
metafizycznie nie jest inne w taki sposób jak chleb, kraj w którym
zamieszkuję, pejzaż, który podziwiam (...). Tymi realnościami
potrafią się nasycić. (...). Jednakże takie pragnienie nie
przeczuwa tego co prawdziwie inne"[21]. Tak
więc to co jest prawdziwą innością jest ukryte, dopóki
postawa wszelkich działań, postaw, relacji pozostaje troska
bytu, któremu w swoim byciu chodzi o swoje własne bycie.
W
Całości i Nieskończoności Levinas powiada, że jesteśmy toż-samym
i innym. A obcowanie toż-samego i innego odbywa się na zasadzie
relacji ustanowionej przez mowę w taki sposób, że terminy tej
relacji nie stykają się z sobą a "inny" mimo związku
z toż-samym, pozostaje wobec toż-samego transcendentny. Relacja
toż-samego i "innego" - czyli metafizyka, rozgrywa się
jako dyskurs, w którym toż-samy skupiony w swoim ja jako
autochtoniczny i jedyny byt wychodzi z siebie. Elementy tej
relacji nie tworzą całości, relacja ta wydarza się jako ruch
od "ja" do "innego" "twarzą w twarz".
"Ja" nie jest przypadkowe i dlatego Toż-same i "inne"
jako określenia bytu mogą jeszcze odzwierciedlić się w myśleniu.
To myślenie i ja są konieczne do tego, by inność mogła
wydarzyć się w bycie. To wydarzenie, a raczej epifania.
Epifania tworzy "innego", wzywa mnie - kwestionuje
egoizm, wobec twarzy nie można pozostać obojętnym, trzeba
dokonać wyboru. Ten wybór jest wyborem własnym, który wymaga
pójścia za nim. Twarz innego to również korelat pragnienia
metafizycznego, tego, co upragnione. Twarz jest naga, ta nagość
jest warunkiem epifanii, jest prawdą inności. Spotkanie z
drugim człowiekiem nie oznacza dostrzeżenia jego twarzy, bo
twarz nie tworzy syntez obrazów tych "innych", których
spotkałem w konkretnych doświadczeniach. To co wyraża twarz
innego to nieprzerywalny komunikat, którego refleksja stawia
znaki zapytania wobec mnie samego i powołuje odpowiedzialność,
wstyd. Twarz "innego" mówi, jest zaproszeniem do
refleksji, relacji:
Samo ukazanie się twarzy jest już mową. Twarz innego jest żywą ekspresją, która polega na... rozbijaniu formy, w jakiej byt pokazując się jest ukryty. Ten kto się ukazuje rozbija formę, która ukazuje (ukazuje się jako inny) to znaczenie; czyli obecność zewnętrzności.[22]
Mowa
rodzi znaczenia, warunkuje myśl - mowa to kontakt. Znaczenie ma
"mowa żywa", która jest uobecnieniem tego, kto
znaczy, jest otwarciem ku innemu, obecnością twarzy. Samo
ukazanie się twarzy jest już mową. Ekspresja znaczy tu obecność
zewnętrzności. Wydarzenie relacji mowy nie prezentuje się w ogólnej
całości inaczej niż tylko ruch "ja" do "innego",
wynikający w głąb, w głębię mowy pragnienia. Mowa to myślenie
i ja. Myślenie jest to wewnętrzność pękania bytu.
To
co jest prymarne w rozmowie, to co określa jej cel i znaczenie
to dobroć. Transcendencja, która jest w relacji nie prowadzi do
stopienia się z innym w jedno, nie narusza tożsamości ja,
pozwala trwać innemu w swoich przywiązaniach i światopoglądzie.
Relacja społeczna, czyli rozmowa lub człowiek w relacji, który
jest podmiotem i zarazem przedmiotem w sytuacji komunikacyjnej,
uobecnia dialog. Dialog to początek i źródło metafizyki. Te
dwa pojęcia "początek" i "metafizyka" są użyteczne
w kreowaniu koncepcji człowieka nie tylko Levinasowskiej. Wydają
się być równie użyteczne w postmodernistycznej tradycji
przesuwającej akcenty i nie ufającej metafizyce, gdyż podobnie
ogniskują (nawet przez negację) myśl wokół tych wątków.
Nawet, gdy twierdzi się, że żyjemy w świecie simulacrum, które
jest fikcją bez odniesienia do prawdy, rozumu, to zakładamy
negację z uwagi na to samo, odwiecznie powracające w filozofii
człowieka pytanie o to, co pierwsze, źródłowe, co jest itp. .
Ta
próba prześledzenia myśli Levinasa jest konieczna do
rozczytania jego "myśli" a właściwie tekstu kultury.
Levinas stoi na straży jedności, uniwersalnej wiedzy, dialogu.
Dialog ma przypisaną rolę jako wymiana, uzupełnienie wiedzy między
jednym podmiotem a innym podmiotem. Wolność nie jest
postrzegana jako kaprys spontanicznej wolnej woli. Sensem wolności
nie jest stanie przy tym samym, tym, co trwa i jest naszym
rozumowym gwarantem. Wtedy bowiem chodziłoby tylko o poznanie,
gdyż jak pisze Levinas: "suwerenny rozum zna tylko siebie,
nie ogranicza go nic innego"[23]. To
przypadłość kultury immanencji wiązanej pooświeceniową
tradycją europejską.
W
prawdziwym dialogu transcendencji to spotkaniowy inny liczy się
ponad wszystko. Wtedy też powstaje idea dobra. Kultura
transcendencji powołuje ideę dobra. Dobro polega na uczynieniu
wartości z drugiego człowieka. Sam fakt relacji jest źródłem
pojawienia się etyki. Levinas wytwarza swój "tekst" o
człowieku w duchu moderny, wzmocniony o tragizm wojny. Choć to
moderna nadwątlona w swej pewności poznania (nie przypomina też
w niczym ekspansyjnego "Ja" Nietzscheańskiego) to
jednak odsłania się pragnienie modernej prawdy i prawdy o człowieku.
Człowiek Levinasa nie jest kreowany - jak powiedzieliby
postmoderniści - ale odkrywany. Ta poróżniona koncepcja z
jednej strony nie dopuszcza myśli jednoczącej, unifikującej i
ujarzmiającej innego, z drugiej jest najprawdziwszą metafizyką.
Przede wszystkim ważne jest, że zwraca uwagę na doraźny użytek,
potrzebę chwili, czasu, sytuacji. Człowiek nadal jest obecny w
centrum świata interpretacji, jest wynalazcą i użytkownikiem języka.
Proces
poznania siebie, stawiania czoła własnej przygodności,
tropienia swych przyczyn jest tożsamy z procesem wynajdowania
nowego języka - to znaczy, wymyślania pewnych nowych metafor[24]. Tak też "tekst" Levinasa jest zasobem
pewnych słów, których używa się do uzasadniania swoich działań,
swoich przekonań i swojego życia. Jest to "słownik
finalny" człowieka - w tym rozumieniu w jakim podał to
Rorty:
Niewielka część finalnego słownika zbudowana jest z kruchych, giętkich i wszędobylskich słów w rodzaju "prawdziwy", "dobry", "prawy" i "piękny". Część większa zawiera trwalsze, sztywniejsze i bardziej konkretne słowa, takie jak "Chrystus", "Anglia", "wzorce profesjonalne", "przyzwoitość", "życzliwość", "rewolucja", "Kościół", "postępowy", "rygorystyczny", "twórczy". To te bardziej konkretne słowa wykonują większość roboty.[25]
Takie
słowa możemy odnaleźć w "słowniku" Levinasa, określają
one koncepcje jego człowieka: twarz, spotkanie, inny, ja, bycie
dla innego, nagość, bieda, wstyd, niepewność, nieskończoność,
transcendencja, etyka. Jest to koncepcja oparta na relacji
etycznej. Czy taki oto "człowiek" nie jest bardziej
odpowiedzią na uczłowieczenie samej sytuacji komunikacyjnej?.
To znaczy, że rozdarcie między samym człowiekiem a jego działaniem
byłoby próbą oswojenia niemożności poznawczej w oswojeniu
sytuacji. Można popatrzeć na myśl Levinasa jako tekst kultury,
a słownik w tym tekście pełni rolę Nietszchańskiej prawdy
ruchomych metafor (choć to przeciwne metafizycznym i pewnościowym
sądom Levinasa) które stają się użyteczne w określonej
sytuacji. Stąd można na koncepcję Levinasa spojrzeć jako na
tylko chwilowo wygrane metafory, które mają zakusy by stać się
powszechnie obowiązującymi, ale które tak faktycznie niczego
nie rozwiązują, tylko jednoznacznie wskazują na Levinasowską
sytuację lingwistyczną. Czyli mówiąc inaczej Levinas "wyprodukował"
swą koncepcję z uwagi na kulturowy mechanizm negacji prymatu
rozumu po II wojnie światowej.
Sądzę,
że dopiero prawdziwe przesunięcie akcentu z sytuacji poznawczej
na rzecz uczestnictwa "w" daje nam nie Levinas, ale
perspektywa postmodernistyczna, gdyż ona jest patrzeniem na
niepodmiotowe "Ja" strony wielości, różnorodnych
tekstów. Niesie ona z sobą rozumność, ale "małą"
i "słabą", zdolną przekraczać pułapy własnej
racjonalności, tzw. rozum transwersalny[26].
Negując podmiot substancjalny postmoderna przywołuje podmiot
funkcjonalny - stąd odwołanie do tradycji Hume'a Ja jako sumy
wrażeń[27]. Podmiot
postmodernistyczny jest rozproszony. Rozpłynął się on w działaniach,
znaczeniach. Nie da się go sprowadzić do rozumności, tak jak i
nie da się go jakoś wyodrębnić z całości świata. Jak pisze
Deleuze to człowiek w typie Schizo jako zaprzeczenie
freudowskiego Edypa - działa nie według psychoanalityczych
mechanizmów, czy rozumnych ścieżek[28]. To
nomada będącym zaprzeczeniem zakorzenionego bycia, trwałego Ja.
To podróżny jako człowiek w ruchu, nieuchwytny sam dla siebie
i innych. Takie nie-ja uwalnia się spod presji całościowego
podmiotu[29]. Wprowadzona przez
Derridę dekonstrukcja odnosi się do dotychczasowych systemów
myślowych, przekraczających granice, reguły i normy, zarówno
w zakresie pisania, jak i lektury[30].
Ukierunkowana na pojęcia, mity, naukę dokonuje jej rewizji, a
co za tym idzie dekonstruuje europejską metafizykę, która jest
wyrazem człowieka i sam obraz obecności podmiotu. Centralna
kategoria to różnia, która pojawia się w zróżnicowaniu
znaczeń, sens ulega "rozplenieniu". Takie "rozplenienie"
można zaobserwować w próbach stworzenia koncepcji człowieka,
jeśli ma to być próba nietotalitarna, nieunieważniająca inne
propozycje (tak tropi Derrida i Platona, i Husserla). Można
zaobserwować, że pytanie o człowieka jest nieustannie skażone
OBECOŚCIĄ (Metaforami Ja, rozumu, naoczności, źródła,
prawdy, widzenia, wiedzy, samowiedzy). Tak więc i Levinas w swej
nadwątlonej filozofii jest obecnościowy, tak jak i
postmodernizm krytykujący metafizykę poświęca jej uwagę.
Można
stąd wnosić, że w filozofii człowieka chodzi nieustannie o to
samo stawianie starych problemów tylko w nieco innych
kontekstach, z uwagi na inne słowniki i na inne cele. Ale czy to
przesuwanie akcentów nie jest istotowe i nie jest tym, co tak
jedynie i faktycznie różni koncepcje?:
Albo więc ten sam człowiek znajduje się w punkcie, gdzie udaje mu się dokonać wyłomu, albo pogrąża się w stanie depresyjnym, z którego wydobywa się poprzez resentyment (który Deleuze nazywa teraz "paranoją").[31]
Człowiek
Levinasa programowany był takim momentem kultury, że wydobywał
się z zagrożenia. To nadwątlony optymizm, ale jednak optymizm.
Człowiek postmoderny jest po stronie pesymistycznej niemocy, gry
wątkami, radosnej zabawy, nieufności wobec "ja",
braku nadziei na znalezienie wyjścia z tej sytuacji. Obydwie te
koncepcje podobnie przywołują wątek niemocy i rozczarowania
racjonalizmem, ale odmiennie go rozwiązują. I w tym tkwi sedno
ich podobieństwa i różnicy tekstowej. Albo akcent pada na radość
czy neutralną konstatację różnorodności kultury (postmodernizm),
albo na przerażenie z powodu unifikacji.
Powracając
do pytania o człowieka bardziej fundamentalne znaczenie ma,
parafrazując Kanta, to w czym mam pokładać nadzieję niż to,
co mogę wiedzieć. Nadzieja jest synonimem otwarcia, wiedza to
raczej pewien etap, rozdział zamknięty. Wiedza i nadzieja to
elementy, które występują w każdej kulturze i są składnikiem
refleksji nad człowiekiem. To, do czego odwołują się opisy człowieka,
to tożsamość - w której dostrzega się ostateczne
ugruntowanie refleksji nad człowiekiem jest swoistym dopełnieniem,
tejże refleksji. Tylko, że ta tożsamość nie zostaje
uchwycona, nie jest jednoznaczna, zostaje tylko rozfragmentowana,
rozpisana, opisana:
Stwarza to ponadto szansę na opis człowieka "w" - tożsamość rozpada się na detale, elementy. Rozsypane doświadczenie tożsamości bliskie jest doświadczeniu własnej granicy tego, czym się nie jest i całości, której nie ma. W tym sensie naprowadza na pewne przekraczanie siebie, ale nie w pozie egzystencjalnej, ale w całej niemożności transgresywnej, w swej banalności.[32]
To,
co pozwala opisom człowieka dopełnić je jako pewne i
ostateczne jest kontekst kultury, w której powstają. Kontekst
daje owym opisom wszelkie potrzebne "rzeczy", w ramach
kultury europejskiej jest to: przedmiot, narzędzie, metoda,
rozum. Kontekst jest dla pytania o człowieka czymś wyrazistym.
Sadzę,
że właśnie to wskazanie na kontekst pozwala właściwie umieścić
pozycję antropologii filozoficznej. Jest ona zrodzona przez myśl
europejską, odpowiada na pytania Europejczyka, świadczy o jego
przywiązaniu do takiej, a nie innej siatki pojęć. Jest tym
samym nie uniwersalna, ale praktyczna, doraźna. Antropologia złożona
jest dodatkowo z wielu ujęć człowieka. Tak być musi, gdyż
przedmiot namysłu, tj. CZŁOWIEK jest widziany zawsze
centralnie, dominująco i wieloaspektowo. Stąd to pomieszanie,
któremu przeczył Bocheński, choć trudne do zniesienia, wydaje
się być czymś nieuniknionym.
[1] Por. J. M. Bocheński, Sens życia, Kraków 1993, s. 37.
[2] Ibidem, s. 37.
[3] Ibidem, s.27.
[4] Por. A. Kunce, Tożsamość i postmodernizm, Warszawa 2003.
[5] J. Tichner, Filozofia dramatu. Wprowadzenie, Paris 1990, s. 88.
[6] F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo, przeł. W. Berent, Warszawa 1990, s. 356.
[7] E. Martens, H. Schnädelbach, Filozofia. Podstawowe pytania, przeł. K. Krzemieniowa, Warszawa 1995, s. 466.
[8] Ibidem, s. 470
[9] Por. Kartezjusz, Rozprawa o metodzie, przeł. T. Żeleński (Boy), Warszawa 1993.
[10] Zob. I. Kant, Krytyka czystego rozumu, przeł. J. Gałecki, Warszawa 1957
[11] Por. E. Martens, H.
Schnädelbach, Filozofia ..., s. 488.
[12] E. Lévinas, O Bogu, który nawiedza myśli, przeł. M. Kowalska, Kraków 1994; Idem, Całość i nieskończoność, przeł. M. Kowalska, Warszawa 1998.
[13] E. Lévinas, Ślad innego, przeł. B. Baran, w: Rozum i słowo, Kraków 1987, s. 100.
[14] Por. B. Skarga, Wstęp, w: E. Lévinas, Całość..., s. 18.
[15] Ibidem, s. 20.
[16] R. Rorty, Przygodność, ironia, solidarność, przeł. W. Popowski, Warszawa 1996, s. 45 - 71.
[17] E. Lévinas, Całość..., s. 14.
[18] E. Lévinas, O Bogu..., s. 232 - 234.
[19] Por. J. Tischner,
Filozofia..., s. 35 - 50.
[20] K. Wieczorek, Lévinas a problem metafizyki, Katowice 1992, s. 72.
[21] Ibidem, s. 72.
[22] B. Skarga, Wstęp..., s. 65.
[23] E. Lévinas, Całość..., s. 27.
[24] R. Rorty, Przygodność..., s. 51.
[25] Ibidem, s. 107.
[26] Por. W. Welsch, Nasza postmodernistyczna moderna, przeł. R. Kubicki, A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa 1998, s. 405 - 441.
[27] Zob. D. Hume, Traktat o naturze ludzkiej, przeł. C. Znamirowski, Warszawa 1963, t. 1.
[28] G. Deleuze, F.
Guattari, Anti-oedipus. Capitalism and Schizophrenia, trans. R.
Hurley, M. Seen, H. R. Lane, New York 1977.
[29] Por. K Wilkoszewska, Czym jest postmodernizm?, Kraków 1998, s. 61.
[30] J. Derrida, Różnia (différance), przeł. J. Skoczylas, przejrzał S. Cichowicz, w: M. J. Siemek (red.), Drogi współczesnej filozofii, Warszawa 1978.
[31] V. Descombes, To samo i inne. Czterdzieści pięć lat filozofii francuskiej (1933 - 1978), przeł. B. Banasiak, K. Matuszewski, Warszawa 1996, s. 215.
[32] A. Kunce, Tożsamość..., s. 44.