![]() |
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Dariusz Kulas Wiedza i społeczeństwo Współczesną sytuację intelektualną charakteryzuje zarówno postmodernistyczna dekonstrukcja wiedzy, nauki, całości obrazu świata, ale też i tendencja do tradycyjnego rozgraniczania i klasyfikowania wiedzy. Te nurty są kompatybilne w pewnym sensie, gdyż są reprezentowane w myśli filozoficznej. To bodźce, które wytwarzają napięcie dyskursu. Postmodernizm jako formacja umysłowości jest pewnym zawieszeniem pomiędzy obszarem tradycji filozofowania a jej odrzuceniem. Odrzucenie przez postmodernizm spójnego systemu w filozofii jest ukierunkowaniem na wskazanie jego tymczasowej użyteczności. Postmodernizm obnaża to, iż system jedynie maskuje chaos, ostatecznie bowiem każdy system jest fikcją, ale doraźnie użyteczną, gdyż uprawomocnia powstałe stosunki władzy i jej hierarchizację. Innym pozafilozoficznym kryterium refleksji filozoficznej jest samo uprawomocnianie filozofii. Jak pisze Jean-François Lyotard: Uprawomocnienie to procedura, dzięki której prawodawca zostaje upoważniony do ogłoszenia tego prawa jako normy. Weźmy wypowiedź naukową, musi spełniać określony zespół warunków. W tym wypadku uprawomocnienie jest procedurą, dzięki której "prawodawca" wypracowujący dyskurs naukowy jest upoważniony do narzucania owych warunków (ogólnie, warunków wewnętrznej spójności i eksperymentalnej weryfikacji) po to, żeby wypowiedź stanowiła część tego dyskursu i mogła być rozważana przez wspólnotę naukową. [...] Już przecież od Platona kwestia uprawomocnienia nauki okazuje się nierozerwalnie związana z kwestią uprawomocnienia prawodawcy[1]. O ile w okresach wcześniejszych jest to w miarę czytelne i powiązane z pewnymi instytucjami, tak w dobie współczesności zostaje ten problem otwarty. Najbardziej przypisanym miejscem uprawomocnienia filozofii powinien być Uniwersytet, ale tutaj powstaje problem uprawiania samej dyscypliny filozofii i jej otwartości - na ile zachowuje ona dynamiczność w refleksji, czy tylko staje się serią melancholijnych glossów. Czy samo uprawomocnienie filozofii odbywa się samoistnie w ramach praktyki społecznej? Czy jest mechanizm uprawomocnienia jest oderwany od filozofii i dokonuje się w ramach wartości użyteczności? Uprawomocnienie jest w ścisłym związku z uprawomocnieniem prawodawcy, co w konsekwencji prowadzi do bliskiego związku między tym rodzajem mowy/pisma, które zwie się nauką, a tym zwanym etyką i polityką. To problem różnicy dyskursów. Całość jednak relacji i uwikłań metodologicznych i politycznych i tak odsyła nas do kultury Zachodu. W ogóle można postawić pytanie o to czy filozofia dzisiaj jest połączona ze społeczeństwem, czy są to dwa odmienne byty diagnozujące się wzajemnie, lecz bez potrzeby wzajemnych relacji, łączenia, poznania, kooperacji? Duży wpływ na kondycję filozofii dzisiaj ma samo zainteresowanie filozofią - czy społeczeństwo interesuje się filozofią, czy w ramach swej kultury filozofia jest już dyscypliną nieczytelną (tak jak specjalistyczna instrukcja obsługi) przynależną do dyskursu zamkniętego samych filozofów, posługujących się wewnętrzną hermeneutyką. To powiązanie wiedzy (filozofii) i społeczeństwa wynika z faktu jej obszaru działania. [...] nie można wiedzieć, co dzieje się z wiedzą, to znaczy jakie problemy napotyka dzisiaj jej rozwój i rozpowszechnienie, jeśli nie wie się nic o społeczeństwie, w którym ma ona miejsce. Dzisiaj zaś, bardziej niż kiedykolwiek, wiedzieć cokolwiek o nim, to przede wszystkim dokonać wyboru stawiania mu pytań, który jest zarazem sposobem, w jaki ono może udzielić odpowiedzi[2]. To, co jest punktem newralgicznym w dyskursie filozoficznym to podjęcie "prawdy".
Społeczeństwo przyjmuje zróżnicowane postawy względem prawdy filozofów. Domaganie
się absolutnego rozstrzygnięcia i oddzielenia prawdy od fałszu idzie w parze
z odmiennym brakiem zainteresowania prawdą filozofów jako hermetycznie nieprzejrzystą.
Wysuwane są wreszcie żądania, na co zwrócił uwagę Lyotard, by te prawdy filozoficzne
korespondowały z tym, co socjologowie określają jako sytuacja ponowoczesna,
epoka informacyjna. Każdy namysł filozoficzny musi się zmagać z "prawdą", zmagania
te mogą przybierać rożną formę i na przestrzeni dziejów filozofii raz są to
skrajne rozstrzygnięcia, innym razem pewne kompromisy. Refleksja nad dziejami filozofii pod kątem dziejowego rozwoju doświadczenia pierwotności jest niezbędnym warunkiem filozofowania. Nie polega ona na uprawianiu historii filozofii, lecz raczej na filozofowaniu nad historią[3]. Filozofia winna podejmować refleksję nad historię społeczeństw, nad tym,
co jest "byciem w historii" i "byciem poza historią", ale też powinna być wpisana
w społeczne praktyki, gdyż stanowisko postmodernistyczne jest tu jasne, ma
współtworzyć liberalną solidarność i potęgować przygodność wspólnot, jak chciał
Richard Rorty[4]. Człowiek pragnie stworzyć sobie odpowiadający mu, uproszczony i przejrzysty obraz świata, aby, zastępując nim w pewnym stopniu świat własnych doznań, przezwyciężyć go w ten sposób w samym sobie. Czyni to malarz, poeta, filozof spekulatywny i przyrodnik - każdy na swój odmienny sposób[5]. To uwikłanie pokazuje postmodernizm jako coś, co zawsze towarzyszyło filozofii, a było marginalizowane w imię racji nauki, prawdy, poznania, systemu. Cechą filozofii jest jej ambiwalencja. Ta ambiwalencja przejawia się z jednej strony w podporządkowywaniu namysłu idei jedności - dążenie do wyeliminowania wielości i rozproszenia, scalania części, dążenia do ostatecznej prawdy. Z drugiej zaś strony manifestuje się w namyśle niespokojnym - jest poszukiwaniem rozproszeń, wielości, zafascynowaniem możliwościami różnych ujęć problemu w refleksji filozoficznej. Taka sytuacja jest wielce niejasna. Można w tym miejscu przywołać słowa Gertrudy Stein, która stwierdziła, że "w XX wieku nic nie zgadza się z niczym"[6]. Można postawić tezę, że dla modernistycznego horyzontu badawczego wielość była jedynie materiałem - z którego czerpał umysł jednoczący - który miał być przezwyciężony w imię jedności myślenia i precyzji hierarchicznie usystematyzowanych sensów. Postmodernizm odwrócił relacje - czerpiąc z jedności refleksji filozoficznej, rozpraszał ją w imię wielości, posługując się poetycką i rozdrabniającą dekonstrukcją. Jak stanowi ruch myśli dokonującej dekonstrukcji: Procedura dekonstrukcji, ta misterna robota na materiale odziedziczonej tradycji polega na tym, że wychodząc od punktu A jakiegoś twierdzenia, jakiejś prawdy czy tekstu, nie przeskakujemy w krytycznym wysiłku do nie-a, lecz lekko, na zasadzie róznicowania znaczeń przechodzimy do A1, A2, do AA i do aA, do aAA itd.; sens ulega "rozplenieniu" dzięki różni, o której - jak zapewnia sam autor [Jacques Derrida przyp. D.K.] - niewiele da się powiedzieć (nie jest ani pojęciem, ani bytem, ani też źródłem w znaczeniu areche) jak tylko to, że "poprzedza" wszystkie różnice I że jest ich warunkiem[7]. Namysł postmodernistyczny każe dostrzegać w praktyce filozoficznej nieustanne
ścieranie się wielości z jednością. Największe zasługi na tym polu ma niewątpliwie
dekonstrukcja Jacquesa Derridy, która wskazuje na niejednoznaczność i przesunięcia,
zmagania z wielością, często wbrew założeniom filozofów, w tradycji greckiej,
średniowiecznej, nowożytnej, współczesnej. Celem jest bowiem wydobycie cechy
podstawowej dla refleksji filozoficznej wyrażanej w piśmie, a raczej konstruowanej
przez rygory dyskursu - a jest nią obecność różnych idei współistniejących,
agonistycznych, sprzecznych, pustych miejsc, jak pokazał Derrida[8]. Powyższa
"gramatologia" na poziomie języka ma swe odbicie w praktykach społecznych,
gdyż postmoderniści każą przerzucać pomosty między różnymi tekstami kultury.
Pokazują oni, że kształt jaki przyjmuje wspólnota zależy od praktyk językowych.
[1]J-F. Lyotard: Kondycja ponowoczesna. Raport o stanie wiedzy, przeł. M. Kowalska, J. Migasiński, Warszawa 1997, s. 38. |
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|